Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2012

tylko dla cierpliwych i Patrycji

Dziś na wyraźne życzenie Patrycji pokazuję jak zrobić to z tego czyli transfery. Nie jestem profesjonalistą, ale robię co mogę. Najważniejsze, jak widać na załączonym obrazku są.... rękawiczki. Ważne by były kolorowe.- taki żarcik. Bierzemy przedmiot wybrany do operacji i przygotowujemy- ścieramy papierem ściernym, malujemy wybraną techniką i odkładamy do wyschnięcia. Przez ten czas wymyślamy motyw. Ja wybrałam kserokopię ryciny z książki botanicznej oraz motywy, które są udostępniane na blogach. Znowu nie wiem od kogo, bo sobie nie zapisuję- sic.  Wycinamy  I przymierzamy, czy na pewno pasują Mnie pasują więc przystępujemy do robótki. Nie jestem ekspertem i nie używałam nie wiadomo jakich specyfików więc nie mam porównania, ale z ręką na sercu polecam Wam ten klej nazywa się "Cadence". Nakładamy go na wycięty jak najdokładniej motyw. Oczywiście po stronie motywu. Przyznam się bez bicia- robię to paluchem. Przykładamy do przedmiotu. I st

nareszcie mi się chce!

Nareszcie pogoda dzięki której cokolwiek chce się robić!!!! Pewnie narażę się wielu osobom, ale powiem to na głos: lubię taką pogodę! Po prostu mam ochotę chcieć! Dzięki temu zrobiłam trzy obrazki. Dwa czekają w kolejce na pomysł. Nie chciałabym robić wszystkich jednakowych, więc leżą sobie przygotowane do pracy. Aż rączki mnie świerzbią. I jeszcze wisioreczki czekają na swoją kolej. Ach, odżyłam! Nie pamiętam tylko skąd wzięłam grafiki może od Lilli? Pamiętacie jak pisałam o prezentach? "Krewni i znajomi Królika" czyli moi, doszli do wniosku, że bardziej się ucieszę gdy sama sobie stworzę prezent. Znają mnie jak nic. No i Jedna Taka po swoich wakacjach przywiozła mi gipsowe obrazki. Zapomniałam zrobić im zdjęcia, ale były, wiecie jakie- pomalowane brązową farbą. Nie, nie były brzydkie. Powiedziała, że chciałaby zobaczyć co z nimi zrobię.... I zrobiłam. Pierwszy raz wykorzystałam dwufazowy lakier do spękań i powiem Wam, że chyba go nie lubię. Pierws

leczo po mojemu

Przekonałyście mnie. Dziś na obiad podamy leczo. Brzmi z węgierska, ale moje jest ...po prostu moje. Każda z Was ma własny, niezawodny i smakowity przepis. Ze mną jest nie inaczej. Będąc młodą adeptką w pracy weszłam w świat zupełnie inny niż sobie wyobrażałam. Wszyscy się znali, lubili więcej lub mniej. Emerytki przychodziły w odwiedziny. Piło się wino i inne trunki, ale przede wszystkim się ... nie, nie pracowało to akurat banalne..... przede wszystkim się pichciło.  Czasami ktoś przynosił z domu jeszcze ciepłe drożdżówki, sałatki- zimne, albo po prostu gotowało się w pokoju. Dawno, dawno temu w pokojach były palniki elektryczne i na nich gotowało się wodę na herbatkę, kawę ( to wyjaśnienie dla młodszych czytelników).  Gdy nadchodził sierpień, wrzesień Pani Emerytka przynosiła kabaczki, cukinie i się zaczynało. Pierwszym doświadczeniem kulinarnym moim było obieranie pomidorów. Niby nic, ale obedrzeć ze skórki, pokroić 5 kg pomidorów nie mając deski to nie lada wyczyn. Do tej pory do

prawie jak Herkules

Popijam kawusię w słusznych rozmiarach kubku i sobie myślę (tak, tak - umiem czasami). Ciepły wiaterek owiewa z balkonu, słoneczko przygrzewa, firanki tańczą- prawie jak nad morzem tym śródziemnomorskim -cieplejsze. Ach, żeby mieć meksykańską hasiendę nad brzegiem oceanu, na leżaku w białej koszuli niejaki Antonio zabawiałby mnie pogawędką, z tęczowym drinkiem w ręku leżałabym sobie i uśmiechała leniwie mmmmmmmm.... się trochę rozmarzyłam. A tu kuchnia woła, WOŁA. No dobra, dobra. Już jestem. Nim przejdę do ~~kuchni~~ chciałabym jeszcze pokazać pamiątkę z nad morza. Nie brałam piasku, muszelek (akurat nie było- pewnie wszytko turyści wcześniejsi zabrali), tak wogóle prócz kilogramów w wiadomej części ciała to nie przywiozłam nic- poza . Znacie te namioty, gdzie można kupić różne dziwne potrzebne i niepotrzebne rzeczy. Znalazłam tam surową latarnię za całe 4,50 zł. Wcale się nie zastanawiałam i zabrałam ją, oczywiście zapłaciłam. Nasza Gwiazda  dorwała się pierwsza i latarnia przybra

mocne(?) postanowienie poprawy

Wyjazdy wakacyjne zakończone. Właśnie wróciliśmy z nad Zalewu Zegrzyńskiego.  Dzieciaki zamęczone przez nadmiar wakacyjnych obowiązków. Ani razu nie usłyszałam "nudzę się" a na pytanie czy chciałyby tam wrócić każde powiedziało "TAK". No cóż wcale się nie dziwię, atrakcji miały dużo. Aquapark do bólu, mini golf, "dmuchańce" do nocy. Wrażeń moc - dzięki temu nie było problemów z zasypianiem. Główka do podusi i odpływamy. Nie pokaże Wam zdjęć Zalewu Zegrzyńskiego bo wiadomo jak wygląda. Wszędzie jest tak samo. Motorówki, serfingi i takie tam. Zresztą nie wzięłam aparatu. Robiłam zdjęcia telefonem okolic hotelu a właściwie na terenie hotelu. Taki kaprys. Obok hotelu stał domek, w którym kupiłam sobie takie maleństwa. Niby nic specjalnego, ale cieszy oczko- zwłaszcza moje. Tak, tak chodzi o ptaszki. Nie wiem dlaczego tak je polubiłam. Coś mi sie wydaje, że podobne przyciąga podobne. Te obłe kształty, tak jakby zaczyna

kolorowy (różowy) zawrót głowy

Dziś zabiorę Was do zaczarowanego miejsca. Pełnego lalek, laleczek, koników, jednorożców i wszech obecnego RÓŻU. Domyślacie się gdzie? Tak, tak to pokój naszej Gwiazdy. Miała tylko jedną myśl- wszystko ma być różowe. I jest. Narazie (he,he). Bo gdy pójdzie do szkoły- za rok, mam nadzieję zmienić wszystko łącznie z meblami- ma z dawnego pokoju Starszego (nic specjalnego).  Na szczęście gusta mamy podobne- będzie dobrze. No to zapraszam wejścia pilnuje Aniołek bałagan zabawkowy jest pod łóżkiem.... no prawie Aniołki też czasami śpią- tu wersja z Jankiem (dawniej lalka Starszego- tak, tak miał lalkę i wózek) Nasza Gwiazda uwielbia rysować, malować na czymkolwiek i gdziekolwiek, potem sama ozdabia swoje i nie tylko, ściany jak widać kolor różowy przechodzi nawet na kartki  tutaj widzimy jedne z pierwszych twórczości Gwiazdy- "deszcz pada" i "to chyba mama czyli tata" No to chyba rozgrzeszenie mam  w kie

obiecanki cacanki a ja się cieszę

Tak jak obiecałam pokażę Wam prezenciki, które dostałam na urodziny (nie ważne które). Zacznijmy jednak od tego, że urodziny trwały 3 dni. I codziennie prezenty i obżarstwo!!! Od siebie dostałam- a jakże - przecież napisałam, że lubię rozdawać prezenty, a czy to ważne komu? zaczęłam od książek, bo dla mnie to nadzwyczajny prezent dokupiłam do wcześniejszych ptaszków już chyba całą rodzinkę Od braci (ha,ha mam dwóch)- zgodnie z kolejnością 1.piękną, dużą ramkę z Flo 2. świeczniki do łazienki z czekoladowymi świeczkami A ten rozwalił mnie dokumentnie, z serii "zrób to sam". Podany z takimi słowami: "Ty już coś wymyślisz, przemalujesz czy takie tam"- taca witrażowa.  Zeskrobałam już trochę "złoceń" A teraz największy, najmilszy prezent. Dostałam go od Mężula. Ale zacznijmy od początku.  Dawno, dawno temu tak na oko to w maju, mimochodem powiedziałam na głos :- Ja to bym chciała dostać maszynę do szycia.

i straszno i śmieszno?

Długo się zastanawiałam czy wogóle brać na warsztat pokój Starszego. Żeby zrobić jakiekolwiek zdjęcia należałoby przed tym wynająć ekipę sprzątającą.  A ja takich możliwości nie mam.  Nadażyła się jednak okazja - urodziny Naszej Gwiazdy. Odgrzebałam jego pokój w miarę możliwości, tak by można było wejść i nie potykać się o zbędne przedmioty na podłodze. A do tego upolowałam rysowane długopisem statki po 1 zł każdy. Tak jakoś leżały mi w kontekście mapy. Starszy zażyczył sobie pokój w kolorze czerwonym, na co ja zgodzić się nie mogłam. Z oczywistych przyczyn- nie chciałabym by chodził po ścianach w przypływie zwiększonej dawki adrenaliny. I tak powstał pokój, który jest inny od reszty. Nie chciałam bardzo narzucać swojego "widzimisie" i zrobiłam mniej więcej tak jak chciał. Przemycone starocie.  Zresztą On sam wymyśla rzeczy by Nasza Gwiazda nie chciała wchodzić do jego pokoju i nie bałaganić. Straszno się zrobiło ;) Na szczęście jest to pokó