Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2013

mini ogródki

Majówka jak nic.  Może trochę rześka i wietrzna, ale  słoneczko wygląda zza chmurek od czasu do czasu. No dobra - bardzo wietrzna. Ale i tak warto było czekać na zielone. I na pewno będzie go więcej. Dziś trochę inspiracji z sieci. Ja zachwyciłam się maleństwami. Wróżkami, Elfami i ogrodami stworzonymi dla nich. Jak to mówią nigdy nic nie wiadomo. To, że czegoś nie widać to nie znaczy, że nie istnieje. http://theknittedgarden.blogspot.com/2011/08/faeries-in-my-garden.html http://www.fairywoodland.com/page.php?page=17 http://suculentasminhas.blogspot.com/2012/05/jardim-em-miniatura.html http://whimsicalepiphany.tumblr.com/post/15730711850#notes  Nawet jeśli nie wierzycie, że istnieją pomysł jest słodki. A jeśli wierzycie, to warto zaprosić Je do ogrodu, na taras, by opiekowały się roślinkami. Wystarczy, że zrobicie im trochę miejsca. Maleńka ławeczka,  huśtawka na drzewku, domek. Trochę cierpliwości i dzięki Wróżkom będziecie miały piękne kwiaty, cudne ogro

maj czeka za oknem

Jeszcze tylko jeden dzień i niektórzy z nas mają wakacje, przedłużoną majówkę. Jak zwał tak zwał najważniejsze jest to, że będzie można odpocząć , pobyć z bliskimi, naładować akumulatorki wiosennym powietrzem i kolorami.  Bo jak w piosence: " kiedy wiosna buchnie majem, każdy dzień się majem staje..." cieszmy się z tego co daje natura. Poranną kawą na balkonie, tarasie, w ogrodzie. Latającymi, pięknie ubarwionymi owadami. Słońcem przygrzewającym. Pachnącymi kwiatami. Bo maj jest cudownym miesiącem. Pełnym rześkości i radości. Zieleni i bieli, różu i fioletu, błękitu i czerwieni. Ja osobiście czekam na bzy i konwalie. Potem na jaśmin i peonie. A potem na bogactwo lata. Może się uda? Kto wie... A dziś nieśmiałe bratki mam dla Was  Zabrałam ze sobą do domku miniaturowe bratki. Kilka z nich się wprowadziło się na tackę. A to już podziękowania dla Aguni - Fairy in the house . Zrobiła niesamowitą niespodziankę  i podarowała mi prezencik z okazji otworzenia skl

a u mnie ciągle to samo

Hejo, hejo!!!! Łikend zakończony.  Z nowymi marzeniami i pomysłami wkraczam w tydzień przed majówkowy.  W sobotę  Nasza Gwiazda nauczyła się jeździć na dwóch kółkach. Szybko załapała- wystarczył jeden dzień.  Oglądanie Mężula biegającego za pomarańczową strzałą w błękitnym kasku- BEZCENNE :) Wizyta w Castoramie nastroiła mnie na oporządzenie balkonu i tarasu. Na razie tylko w głowie mebluję. Muszę dokupić fotele i solidny stół. Doświadczenie mnie nauczyło, że skrzynia jest za mała na ustawienie wszystkich potrzebnych i niezbędnych rzeczy do przyjmowania gości. Przez to straciłam kilka szklanych pierdółek. Może się uda? Mam cichą nadzieję. Dziś jednak zanudzę Was kolejnymi wisiorkami. Powstały bez okazji. A raczej dlatego, że szklane kaboszony nie pasowały - były za małe. No to wymyśliłam coś takiego. Może się spodobają :)  Czarne perełki Białe perełki Uciekam sprzątać taras. Słonecznego i ciepłego tygodnia życzę. Aaaaaa jeszcze

wiosenna melancholia

Wszystko budzi się do życia. Ptaki zapracowane, zbierają co popadnie na gniazda, ludziki sprzątają, a mnie dopadła melancholia. Nic mi się nie chce, pustka w głowie, pustka w kieszeni. Wygrzewałabym się na słoneczku cały dzień. No prawie cały. Oooo pada. I tak ta melancholia doprowadziła mnie do tego, że musiałam pobawić się kolorami. Znacie te cytaty.  "Love is in the air" to cytat z piosenki - starej, kiczowatej, ale słodkiej wyśpiewanej przez Johna Paula Young'a. Jak ją słyszę od razu widzę ciepłe morze, plażę, drinka i leżak. A to wszystko dla mnie. Mmmmmmmm. Przez to  powstał wisiorek w  oprawie w kolorze starego srebra. Do niego przyleciały wróżki, ptaszki i gwiazdki. Szekspira potraktowałam pierścionkiem w starym kolorze, tak dla odmiany. Bo: "Mów szeptem, jeśli mówisz o miłości" - to nic innego jak cytat  z "Wiele hałasu o nic". Czyli jak widzicie romantyzm mnie nie opuszcza. I tak po d

Dziś romantycznie a kiedy rozważnie?

hejo, hejo!!!!  jest tam kto? Przez tę słoneczną pogodę pewnie wszystkich wywiało na dworek. Niemniej jednak czasami w domu trzeba pobyć. I gdy tak "pobywam" w mieszkanku różne rzeczy widzę. Widzę  i myślę. Czasami jednocześnie a czasami zapłon trochę spóźniony, ale iskierka płonie i przeradza się w płomyk, płomień a nawet pożar.  Przeglądałam ostatnio blogi zagraniczne i co tam zobaczyłam? A ciekawostkę na tyle prostą, że spodobała mi się oryginał tu .  A, że miałam potrzebne do tego przedmioty, i jakoś romantycznie się poczułam  (pewnie przez ten ciepły wiaterek muskający podkład na gębie) to nie czekając zbyt długo zrobiłam po swojemu Stojak. Ja ostatnio nie zakładam pierścionków więc sentymentalnie powiesiłam pierwsze dary od Mężula. Gdy je widzę uśmiech na gębie rozrasta się od ucha do ucha. Postawiłam w łazience , może On też się uśmiechnie? Jeśli chcecie zrobić coś podobnego to dzielę się. Co będzie potrzebne? Niewiele: malutka ramka, trochę płótna, trochę

"lustrzane drzwi zatrzasnęły się..."

confusio - tak mogę jednym łacińskim słowem opisać moje odczucie. Myślałam, że będzie inaczej, że padnę przed nią i będę chciała czytać i czytać. A tu zonk. Ja wiem, że jest to książka dla dzieciaków- wróć dla osób mniej dorosłych, ale to nie jest wytłumaczenie. Bo muszę ogłosić, że po raz pierwszy- FILM JEST O NIEBO LEPSZY!!!! Przyznaję to bez bicia, mimo, że chciałabym by było inaczej. No dobra, nastawiłam się na wielkie emocje, bo film kocham miłością bezgraniczną i taką też chciałam pokochać książkę, ale się nie udało. To co zrobił Henry Selick z książką pana  Neila Gaiman'a jest mistrzostwem. Przerobił, dołożył, usunął i powstało coś na miarę 13 nominacji do Oskara, Złotych Globów, Brytyjskiej Akademii Filmowej, Międzynarodowego Stowarzyszenia Twórców Filmu Animowanego. W tym 2 nagrody za muzykę  i dla przedstawienia postaci w produkcji kinowej.  Ale, ale miałam o książce.  Pamiętacie, kiedyś pisałam, że chciałam przeczytać pierwowzór. Znalazłam. Szybciutko kupi

o tym, że pośpiech nigdy nie jest wskazany

Po świętach jest tak leniwie, że nawet komputera nie chce mi się otwierać. Lenistwo na maksa. Może jak zobaczę trochę zielonego na zewnątrz to mi przejdzie? No cóż trzeba będzie poczekać- jeszcze troszeczkę. A dziś opowiem Wam bajkę. Tak jak kiedyś uczyli nas na języku polskim- bajka będzie miała morał. Nie będzie to utwór wierszowany- oszczędzę Wam katowania a sobie kompromitacji. Dawno, dawno temu jakoś tak miesiąc będzie pewna "mądra" osóbka  robiła wiosenne porządki. Chciała przywołać wiosnę czy co? Niemniej jednak krzątała się w domku, ścierała kurze, czyściła podłogi, zmieniała wystrój na bardziej wiosenny- jednym słowem. W wirze porządków zmieniła również poszewki na poduszki- zimowe wynosząc do prania. Wśród nich była i ta - znana Wam drogie dziadki, tak jakoś pokazywałam dawno temu. Jak wszyscy dobrze wiedzą dla  wełnianych rzeczy wskazane jest pranie ręczne, ewentualnie w 30 stopniach. I tak miało się stać.  Jednak zły duch opętał "mądrą" o

po pierwszym

a to w ramach byłego prima aprilis-   znalezione w sieci      http://lolsnaps.com/news/37615/0/ https://www.box.com/s/rjdouxe7n5kht1yduebj udanego tygodnia :))) czas zamknąć lodówkę na kłódkę i bądźmy kreatywne!!!! :)))