trudna to była tęcza, oj trudna.
Gdy tylko zobaczyła motek bombolino 101, powiedziała: - Muszę mieć z niej sweter! Już widzę siebie, gdy wiatr powiewa połami, a ja próbuję trzymać je w ryzach, ach, ale się rozmarzyłam! Proszę zrób mi taki.
Na nic moje perswazje i lekkie sugestie, że tak duże (oczywiście chodziło mi o długość nie o szerokość sic! oki o szerokość też) plamy koloru będą bardzo, hm, co tu dużo mówić baaardzo widoczne.
Ma być i już! Tak działo się w styczniu tego roku.
Wydaje się, że moje nastawienie nie pomagało w robieniu swetra.
Czas leciał nie ubłaganie a ja nie wiedziałam jak do tego podejść.
Już myślałam, że wybrałam perfekcyjny wzór, już zaczęłam robić, ba nawet zrobiłam calutki tył.
I co z tego, zupełnie nie tak miało być - po prostu przekombinowałam.
Tył poleżał trochę - do czerwca. Co jakiś czas tylko patrzył na mnie wymownie i straszył swoim jestestwem. Nie było innego wyjścia trzeba było pruć.
Co jakiś czas tylko słyszałam: - I jak tam idzie Ci robótka? - A ja nie miałam sumienia powiedzieć, że tak naprawdę to nie wiem jak się do tego zabrać.
Bo jak tu pogodzić - poranne łapanie przodów swetra ręką w skórzanej rękawiczce a mocnymi kolorami w rozmiarze 44.
Musiałam jednak zrobić coś, nie mogłam powiedzieć- poddaje się, nie gdy patrzyła na mnie tym proszącym wzorkiem.
Nie miałam wyjścia. Postawiłam na prostotę. Podłużne pasy i same prostokąty.
I wyszło to - Mroczna tęcza- cóż, inaczej jej nazwać nie mogłam.
Tak na marginesie muszę dodać, że sweter miał być gotowy na tegoroczną wiosnę, naprawdę się cieszę, że skończyłam na tegoroczną jesień.
Dziękuję za miłe odwiedziny i komentarze.
I na jesień się przyda. :) Imponująca robótka, podziwiam.
OdpowiedzUsuń